niedziela, 5 grudnia 2010

smutek...

Smutno mi jakoś...
Jutro Mikołaj, kupiłam małej Lu, kulę śniegową z aniołem w środku, wielką, piękną, z brokatowym śniegiem, pyłem...ona kocha takie rzeczy.
Zapytałam ją jakiś czas temu, co chce na Mikołaja, odpowiedziała jak zwykle - nic Mamin.
To dziwne dziecko.
Jak to nic, malutka- zapytałam.
- niech to będzie niespodzianka- odpowiedziało moje dziecko.
Niespodzianka, dla niej każdy dzień jest niespodzianką, cieszy się ze wszystkiego, całusa, przytulania, ciepłych dłoni na policzku, kiedy ją dotykam, kredek, gwiazdki wyciętej z papieru...
Dziwne dziecko...
Kula pękła na mrozie, brokatowe łzy wylały się wąską strużką raniąc mi dłonie, błyszczącym sopelkiem...
Anioły w kulach żywią się brokatem chyba, ten umarł z głodu, może z zimna, nie wiem, nie zdążyłam zapytać...
Strasznie mi smutno, nic jakoś nie pomaga...

jestem w śniegowym dołku, zakopana po czubek...
w sercu kawał lodu, odłamek lustra jak z bajki o Królowej Śniegu...
kupię nową kule...

Zabijając swoje demony , mogę zabić i anioły...
zupełnie niechcący...
brak równowagi zachwieje wszechświatem...
gwiazdy spadną mi na głowę z łoskotem...
kupię nową kulę bo magazynek jest pusty...
a idą święta przecież...
dla LU, bo jest jedynym powodem...
narazie...

ciekawe co ja dostanę, pewnie nic...
jakoś nikt nie zapytał, jak zwykle...
z resztą ja nic nie chcę...
jaka matka taka córka :-)
moja krew !

Brak komentarzy: