wtorek, 8 lutego 2011

nikt nie powinien odmawiać Prezesowi...

Wczoraj miałam czarowny dzień, dziwne bo nawet mi nie drgnęła powieka, nawet się nie wkurwiłam, nawet cień wątpliwości  nie pojawił się w moim sercu. Chyba po prostu osiągnęłam już pewien pułap zobojętnienia na pewne rzeczy, na życie, na siebie, na uczucia po prostu. Mam tego wszystkiego serdeczne dość, mam na to jak mówią w kręgach, hmmm młodzieżowych wyjebane.

Zaczęło się zgoła niewinnie, porannym płaczem małej Lu...
-Mamin głowa boli, oczka bolą, mamin ja nie chcę iść do szkoły, nie myśl mamin że udaję, źle się czuję i kropka.
No to kurwa ładnie, myślę sobie, ale chuj, dziadki są na górze i chętnie przyjmą moja latorośl pod swoje skrzydła a ja powlokę się zarabiać na lekarstwa. I tak też zrobiłam. W pracy bez ekscytacji, niby, 8 razy zmieniałam pampersa, ze dwa razy któreś z dzieciaków puściło na mnie pawia, raz zostałam ugryziona, kopnięta na przerwie przez przypadek, szarpałam się z psychicznie chorym wyrostkiem też tylko raz i całe szczęście tym razem nie oberwałam krzesłem. Wiec w sumie dzień zaliczam do udanych. Czarownie...

Wróciłam do domu, w tak zwanym miedzy czasie. Cóż za super określenie, między czas. Ciekawe gdzie on się znajduję? Czasem chciałbym utonąć w takim między czasie i o niczym nie myśleć, marzenia, cóż nie spełniają się, wiec w tym oto cudownym czasie pomiędzy robotą w robocie a robotą w domu, wypstrykałam się z góry forsy, płacąc za wodę, prąd i kupując małej Lu buty.
Wróciłam do domu leciutka jak piórko, radosna, niepewna swojej przyszłości do pierwszego marca, ale co mi tam , lajf.
Siedzę, jem z dzieckiem obiad, dzwoni Prezes, że już jedzie, no ok, dziecko jest jego w połowie wiec zapraszam serdecznie :-). Poza tym miał zabrać Lu do dentysty, wiec zabrał. Dwoni po godzinie i radosnym głosem oznajmia mi, że potrzebny ortodonta, mówię, że ok jak trzeba to trzeba...spoko. Lecz najlepsze zachował na koniec, z uśmiechem, który czuje namacalnie tak, że aż wibruje mi w uszach stwierdza, że pani dentystka podejrzewa, że mała ma świnkę, i że natychmiast trzeba jechać z nią do lekarza.
Uwierzcie nawet nie drgnęła mi powieka, nie uszło ze mnie powietrze, pomyślałam tylko, że żegnam się z moją morską wyprawą, że ja nie mogę mieć marzeń i że one komu jak komu to mnie się raczej nie spełniają. Ze spokojem godnym opanowania skazańca przed egzekucją wyguglałam sobie tę nieszczęsną świnkę i już wiedziałam, że dziecko jej nie ma.
Prezesie pomyślałam po co się tak cieszysz i tak pojadę, i tak dziecko jest zdrowe, nie straszne mi Twoje straszenie i Twoja z tego powodu nieskrywana radość. Już nie, nigdy więcej nie...
Przyjechał przejęty, do bulu zadowolony rzucił mi w aucie
- I co to chyba zostajecie w domu , chyba nie weźmiesz Małej teraz nigdzie?!
Pomyślałam sobie no tak przecież Prezesowi się nie odmawia bo po prostu nie i uśmiechnęłam się do swoich myśli. Nie skomentowałam jego radosnej uwagi i pojechaliśmy leczyć nie istniejącą świnkę. Cóż dziecko jest przeziębione to fakt, ale żadnej zwierzęcej choroby nie ma.
Prezes był wyraźnie zawiedziony. Rzuciłam mu tylko patrząc prosto w oczy, że etap wpadania w panikę to ja mam już za sobą. Poparzył na mnie jadowitym wzrokiem  i powiedział
- No tak widzę, a jak tam rachunki za gaz ?
- Cóż mój drogi...
 Odpowiedziałam  ze spokojem
- W tym miesiącu tylko 450 zł. Jestem mega oszczędna.
Popatrzył na mnie z niesmakiem i rozczarowaniem, bo pewnie myślał, że mnie na czymś tragicznym przyłapie, że będę mu płakała w rękaw, że powiem
 -Uratuj mnie bo nie mam forsy...
Powiedziałam jednak, spokojnie
- Mój drogi żyję bardzo oszczędnie i wydaję moje pieniądze z należytym szacunkiem.
Prezes spojrzał na mnie wzrokiem ciskającym pioruny z burzowego nieba i wysyczał
- Tak, musiałem Cię zostawić, żebyś stała się oszczędna i rozsądna.
O męska megalomanio, o zakochanie w sobie... O tak to jest męskie myślenie...Faceci sądzą chyba, że to oni sterują całym światem, mówią i dzieje się, myślą i się stwarza...
Bosze, Prezesie ty myślisz, że to dlatego, że mnie zostawiłeś ja jestem oszczędna, jakie to typowe i niskie...
Nic bardziej mylnego, jestem taka bo chcę, bo mam marzenie, bo taka jestem nie dlatego, że Ty chcesz, Ty Prezes. Nie stworzyłeś mnie znowu, nie pozwolę Ci na to już nigdy. Już nigdy nikomu na to nie pozwolę...

Ktoś mi ostatnio powiedział, nie spodziewaj się, że będę się tobą interesował, zajmował...
O nie nie spodziewam się, o nie...
Nigdy ...
Jestem niezależna, sama o sobie decyduje, nie chcę by ktoś wychowywał mnie czy moje dziecko, robił mi zakupy, płacił rachunki, mówił  co mam mówić, co i do kogo czuć i czy o tym wypada powiedzieć...
Kiedy będę chciała odejść odejdę nawet jeśli to będzie oznaczało śmierć...
Kiedy będę starą kobietą, opłacę sobie miejsce w domu opieki i nikt nigdy nie będzie się czuł zobowiązany trzymać mnie za rękę, robić mi herbatę w nocy czy zmieniać pieluchy...
Kiedy zachoruję pójdę do hospicjum i żadna siła mnie mnie powstrzyma...

brak uczuć procentuje brakiem uczuć, do siebie zwłaszcza...

Ramiona, które będą mnie przytulać pozostaną wolne i to nie dlatego, że nie kocham ale właśnie dlatego, że ta miłość jest we mnie...
nie chcę nikogo wiązać...
ograniczać...
posiadać...
mieć...
chcę kogoś kochać i by ten ktoś kochał mnie...
no może lubił, przynajmniej...
chcę podróżować...
pisać...
żyć...
tak razem ale nie zaborczo...
nie chcę śniadań do łóżka bo nic rano nie jadam...
kawy też mi nie musi robić bo lubię taką po swojemu...
chcę by mnie przytulił, raz, jakbym była tą jedyna na świecie...
by ze mną rozmawiał o wszystkim co nas, nie tylko jego interesuje...
by mnie uważnie słuchał tak jak ja słuchałabym jego...
by mnie szanował tak jak ja szanowałabym jego...
chcę by potrzymał mnie czasem za rękę, na spacerze...
by kochał się ze mną i całował moje skronie...
chcę by patrząc mi w oczy wiedział co myślę i ja nie musiałabym nic mówić...
chcę milczeć przy nim i popłakać się ze śmiechu...

oj kurwa mać, nie chcę złotej klatki...

tak, cóż...
brak uczuć, procentuje brakiem uczuć właśnie...
miałam chyba gorszy dzień...
i w taki gorszy dzień chciałbym móc zadzwonić do niego i powiedzieć
- Przyjedz do mnie i mnie przytul...
nie chciałabym się też nigdy już tego bać...
zawsze się bałam, że to nie wypada, że kogoś sobą obarczam, że jestem nad bagażem, ciężarem...

dziś takie piękne słońce, przespałam prawie cały dzień jak wróciłam z pracy...
ten przedsmak wiosny mnie otumanił...
padło mi na mózg i chyba dlatego to piszę :-)

pieprzona ze mnie egocentryczka...
ale, 15 lat robiłam nawet siku pod czyjeś dyktando więc czasem mam prawo chcieć czegoś dla siebie...
może nie ?
nie wiem ?
brak uczuć procentuje ich brakiem właśnie...
zwłaszcza do samej siebie...

chciałabym zadzwonić i powiedzieć :
- Przytul mnie...
nieee...
nie mam do kogo :-)
ku... mać :DDD

sobota, 5 lutego 2011

adrenalina...

http://www.youtube.com/watch?v=b_ILDFp5DGA&feature=related

czasami tak trudno, tak trudno dostrzec to co najbliżej nas...
ale kto powiedział, że będzie łatwo...
miłość zawsze jest niebezpieczna...

ale przecież dla tej adrenaliny tu jesteśmy...
czyż nie ?
odważnie wiec mówmy kocham Cię, bo jutro może być za późno...

za kilka dni patron epileptyków zagości w śród nas...
ale czy warto czekać ?
nieee ;)

ps.
powiem dziś mojej Lu, że ją kocham :), z resztą mówię jej to w sumie codziennie ...
innych adresatów narazie brak ;)
wszystkim kochającym i kochanym dedykuję utwór powyżej...
tym poszukującym też :)

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Zapach Lenora. Dotyk... cz. I

istnieje taka psychologiczna teoria, że człowiek by przeżyć potrzebuje określonej liczby głasków...

Krótko mówiąc, do życia potrzebny nam jest dotyk drugiego człowieka. Podobno nie wystarczająca liczba głasków, dotykania, u niemowląt jest przyczyną powstawania autyzmu, to tylko teoria.
Małe dzieci pragną dotykania matki. Ciepło jej ciała uspakaja je, najlepiej nagiego, by czuło jej zapach. Potem kiedy dorastamy do pewnego momentu też zabiegamy o tego typu kontakt, bezpośredni, cielesny. Tworzy się wtedy mocna więź uczuciowa, pomiędzy dotykającymi się ludźmi.
Dzieci starsze, w szkolnym okresie, zaczynają tego unikać. To przyczyna stresu dla nich, gdy matka próbuje je przytulać, obejmować, całować. To dla nich straszny kłopot. Więź się rozluźnia, przyjmuje inną postać, przechodzi na inny poziom. Nastolatki namiętnie próbują na nowo odkrywać tajemnice dotyku, ale już między sobą, szukają pierwszych kontaktów cielesnych z zupełnie innych przyczyn, podobnie jak ludzie dorośli.
Dotyk dorosłości wiąże się z sexem, z intymnym, najgłębszym kontaktem cielesnym jaki może nawiązać dwoje ludzi. Niekoniecznie związane jest to z uczuciami, z miłością. Po prostu chcemy zaspokoić swoją rządzę, przeżyć przyjemność i tyle...

Dlaczego to piszę ?

No cóż...
Zawsze unikała dotyku, jako dziecko nienawidziła przytulania, głaskania, całowania. Uciekała przed tym, jej mama miała z tym poważny problem, była trochę jak autystyczne dziecko. Jako bardzo młoda osoba, też miała z tym problemy. Wkroczyła w dorosłość i odkryła tajemnicę swego ciała dość szybko,( 12 lat),ale tylko po to by zaspokoić swoją nie okiełznaną ciekawość. Kiedy ją zaspokoiła to przechodziła z tym do porządku dziennego i szukała dalszych podniet. Nie interesowała ją sfera uczuciowa, dopóki się nie zakochała.

Tak znacie to...

Pierwsza miłość. Liceum.
D. był jej "wszystkim", całym światem. Pięć lat i nic...nie mogła, nie potrafiła się przełamać, tak mocno była zaangażowana, że bała się zranienia. I krążyła wokół niego długie lata, a on wokół niej. Byli, jak to nazwać, przyjaciółmi. Napięcie erotyczne między nimi było tak mocne i gęste, że można było je kroić nożem. Ona spotykałam się z innymi, on też...By je rozładować. Gdy byli razem tylko rozmawiali, czasem całowali się, pijani na imprezach. Rysował jej nagie ciało, ona jego...Godzinami poznawali się na papierze rysunkowym, odkrywali intymne części ciała. On pieścił jej piersi węglem, ona jego penisa ostrym H, czasem HB. Drażnili się na wzajem. Potem śmiali się z tego opowiadając sobie w jego wynajentym pokoju, swoje przygody erotyczne. Zawsze razem, nierozłączni, wiecznie nie spełnieni...Przestrzeń między nimi zapełniali słowami, zagadywali swoje pożądanie. Krzyczał na nią pijany - Zabijasz mnie swoją obojętnością. Muszę się onanizować przed twoimi portretami by cię mieć...
Wzruszała ramionami. Szła do do innego by ugasić żar swojego ciała. Kolorował pastelami ciała innych dziewczyn, ona czarnym tuszem swoje serce.
Szkoła się kończyła, ostatnie egzaminy, wiedzieli, że już tak dłużej nie można, on miał jechać do Krakowa na Akademię Sztuk Pięknych, ona do Poznania na arhitekturę. I stało się...impreza, oboje pijani, zatrzymał ją w drzwiach, natrętnie wpychając język w jej usta. Zaciągnął ją do pokoju - Teraz cię narysuje naprawdę, moja piękna...Uległa, jego miękkie dłonie błądziły pod bluzką, wyłuskał jej drobne piersi i gryzł sutki. Nie opierała się, zamknęła oczy gdy wszedł w nią i ukołysał w swoich ramionach. Biodra obijały się o siebie - Jaki on kościsty -pomyślała- Chudy... Miękkie usta otulały, jej wnętrze. Jego oddech pachniał nią i farbami olejnymi, tak słodko.
Cóż...po wszystkim, kiedy spał, uciekła, bez śniadania do łóżka. I postanowiła nigdy się do niego nie zbliżać. Emocje, które nią targały były tak mocne, że rozsadzały ją od środka, myślała że umrze. Nie umarła, bo tak szybko się nie umiera. On wyjechał i nigdy więcej go nie zobaczyła. Dowiedziała się później od kogoś, że złamała mu serce...ołówkiem HB.
Ona pod sercem nosiła jego dziecko, przez moment...piękne i pastelowe...
Nie potrafiła, inaczej nie mogła. Myślała wtedy - A jak mnie zrani, zostawi, będę mu obojętna...
Wolała sama odejść, choć wszystko w niej krzyczało z tęsknoty za nim. Wtedy coś w niej umarło, nie tylko dziecko... Założyła swój pancerz ochronny, który porasta jej ciało do dziś. Postanowiła, że nigdy nikogo nie pokocha, że nigdy nikogo do siebie nie dopuści, że nie pozwoli by ktokolwiek, kiedy kolwiek dotarł do niej, do jej wnętrza.

Wyszła za mąż, bardzo wcześnie. Zrobiła to z różnych przyczyn, niekoniecznie z miłości. Musiała uciekać z domu. Przed ojcem pijakiem, matką obojętną na siniaki na jej ciele, kiedy ojciec okładał ją pięściami. Spuchnięte oczy, bez kropli łzy, krew...
Wyszła za mąż. Poznała go kiedy miała 16 lat. W sumie to byli  przyjaciółmi. On był bezpieczny, wiedziała, że on jej nie zrani. Nie było z jej strony tego uczucia. Więc pomyślała, że to może się udać...
Był to swojego rodzaju układ.
Nie zaprzeczała, kiedy ją o to pytałam, próbowała...
Starała się z całych sił, wiele lat...
Zamknęła się na przeszłość, potem na przyszłość aż umarła w niej i terażniejszość. Przestała cokolwiek czuć, czymkolwiek się interesować, poświęciła wszystkie swoje pasje by wzbudzić w sobie uczucie, by pokochać, by im się udało.
Myślała, że jak zrezygnuje z siebie do końca, jak zabije w sobie siebie, swój irracjonalny strach, przed dotykiem i zranieniem to pokocha go i będzie szczęśliwa. Nic bardziej mylnego. Wszystko się w niej zapadło, umarło, on się nawet nie zorientował... Nigdy przecież z nią nie rozmawiał. Bo po co ? Była  taka idealna, cudowna, mądra, inteligętna i  interesująca. Czytała ponad czasowe książki, oglądała niepokojące filmy, brylowała w towarzystwie, była jego gwiazdą. I nikim poza...
Dawała z siebie tyle ile mogła, gotowała, sprzątała, prała, nawet przytulała, dotykała, ale wciąż jakby obok. Chciał by była taka jaką on sobie wymarzył, śmiejącą się, radosną, chętną kochankę, na każde zawołanie, zawsze gotową do dotykania. Zawsze i w każdej sytuacji. To było najważniejsze, ten dotyk. Miała być interesująca, to była, miała być twórcza, tworzyła, radosna, śmiałą się do bólu w kącikach gorzkich ust.. Kiedy płakała, złościł się, był obojętny, wychodził. wiec przestała płakać, z resztą nigdy tego nie umiała robić, próbowała się dla niego nauczyć, myślała, że to pomoże, że wtedy dostrzeże w niej ją, a nie piękny przedmiot pożądania.

Tęskniła nie przespanymi nocami za rozmowami, za słowami, za tą namiętnością i pasją która ogarnia kobietę gdy patrzy na dłonie ukochanego mężczyzny i pragnie tylko na nie patrzeć. Śledzić ich skąplikowany taniec gdy opowiada o czymś zapominając o wszystkim...Za zapachem, który wypełnia przestrzeń gdy ON wchodzi do pokoju i pragnęła tylko go czuć w swoim wnętrzu. Tęskniła za gorącym ciałem, które czuje się przez JEGO ubranie gdy siedzi obok niej. I tak bardzo go pragnęła pragnąć, że rosło by w niej to pożądanie na samą myśl, że JEGO dłoń, biała jak śnieg, przez moment dotknie jej dłoni,  gdy odpalałby jej papierosa. I, że tej dłoni nie cofnie gdy ona delikatnie ją muśnie, nieśmiało.  Za spacerami wśród opadających liści, milczeniem w zawieszeniu, niewymuszonym.  Za JEGO ustami, błyskiem smutnych oczu koloru miodu... Za JEGO ustami, które przecałuja jej ciało, pewnej nocy, niechcący z zaskoczenia., nie dotykając jej ust.

Mąż kochał ją, nie zaprzeczała, dbał, dopieszczał, płacił rachunki, spełniał zachcianki. Była jednak tylko jego własnością, małą laleczką, nie kobietą, dzieckiem zagubionym we mgle, które trzeba za wszelką cenę chronić, zamknąć w złotej klatce. Kiedy trzepotała się jak ptak, kiedy próbowała walczyć o swój margines, tłumaczył tonem mentora, że jej to szkodzi, że nie wypada, że nie powinna.
Powinna, musiała być taka, nie taka, inna. Próbowała, zmieniała maski tysiące razy, grała w różnych konfiguracjach, Nie pomagało, kończyło się źle. Przestała, pancerz rósł, łuski smoka błyszczały opalizującą zielenią, błyszczały w słońcu wypolerowane do bólu, nie jej, tylko tej wymarzonej, wychcianej, nierealnej kobiety...Nie jej..
Dziecko.  Pojawiło się, myślała, że w końcu stanie się taka...jak trzeba.
Krzyczał, - Kochasz ja bardziej niż mnie, jestem na końcu...
- Chodz kochaj mnie a nie ją, tą twoją córkę, dotykaj mnie a nie ją...
Córka, płakała, taka malutka. Spała z nią, bo ten dotyk...dziecku był tak potrzebny.
Dotyk jej ciała, smak jej piersi...

Był zły na nią. Mawiał - Wracaj do łóżka i daj mi to czego ja potrzebuję, dorośnij w końcu, płać rachunki, wydawaj pieniądze z głową, nie bujaj w chmurach, ugotuj, wyprasuj, zapuściłaś się, zadbaj o siebie, jak ty wyglądasz, jak ty myślisz, nie patrz w okno, gadaj ze mną, idź, stań, połóż się, nogi szeroko, na bok, dlaczego ty nie masz orgazmu, może psychiatra ci pomoże, lecz się...
Zostaw to dziecko, kochaj tylko mnie...dotykaj jak dotykasz ją , czule...
Dlaczego nie malujesz, dlaczego nie rysujesz, masz talent, nie czytasz już niczego, nie spotykasz się z naszymi znajomymi, wyjdźmy do ludzi, uśmiechaj się, dorośnij, myśl, nie marnuj czasu, ciągle patrzysz w okno, co ty tam kobieto widzisz...za tymi szybami...
Ten cholerny komputer, co tam piszesz, nie pisz, pisz bo masz talent, głodny jestem, znowu nie ma obiadu, nie zrobiłaś zakupów, nie gap się w to cholerne okno, rozmawiaj ze mną, wiozę cię nad to pieprzone morze a ty piątą godzinę milczysz, wyjdź do ludzi, jesteś obca, zimna...suka...kurwa, zmarnowałaś mi życie...kocham cię...
Potok jego słów ją zalewał, jak lawa. Dusił brakiem zrozumienia.
Nie mogła...
Dotyk...
Umarł w niej, całkiem...
cdn.

sobota, 22 stycznia 2011

cierpliwość...

szczęście jest stanem mi obcym...
bo czymże właściwie jest...
dla mnie jest tą chwilą właśnie...

od dawna nie czułam się tak spokojna...

uczę się cierpliwości...
choć serce nie słucha rozumu...

piątek, 21 stycznia 2011

LU...

Właśnie urodziła się moja córka...
LU...
Miłości córeczko, bo to najważniejsze ...
I kropli goryczy, bo słodkie życie jest miałkie...
Zawsze trzymaj gardę, mów prawdę, patrz śmiało życiu w oczy...
Trzymaj mocno w dłoniach swoją złotą niteczkę...

Kieruj się rozumem nie sercem jak ja...

Kocham Cię jak  stąd do końca wszechświata i z powrotem...

PS. To było siedem lat temu...
Zimowy poranek, przełom koziorożca i wodnika...
Jej ścieżki nigdy nie będą proste...








wtorek, 18 stycznia 2011

imienieny...

Dzisiaj są imieniny Małgorzaty...
Ale ja nie mam dziś imienin...
Nie jestem Małgorzatą przecież...
Tak na prawdę...
Mam tylko jej serce...
Mam tylko jej duszę...
Ciało należy do innej kobiety...

Ta kobieta zgubiła serce Małgorzaty...
Zmarnowała jej duszę...

Małgorzata się boi...
Serce zgubione drży z lęku pod śniegiem...
Duszę rozwiał morski wiatr...

Małgorzato nie bój się...
Odwagi...

Chciała tylko ciepła Twych dłoni...
Smutku w oczach...
Oddechu na swym policzku...
Pocałunku...
Zapachu...
Westchnięcia...
Słów...

Odwagi M, jesteś mądrą kobietą...
W nic nie graj, po prostu kochaj...

M- 1 pkt.
E- 0 pkt.

PS. To nie sezon E, ale na pewno nadejdzie...
poczekam, jestem diabelnie uparta i uczę się cierpliwości...

PS. 2  Wszystkim prawdziwym Małgosiom, spełnienia :DDDD
Piotrki też mają imieniny dzisiaj ,miłości więc :DDD
E ma imieniny w czerwcu :DD

PS.  3   Pewna Magdallena natomiast ma dziś swoje urodziny !!!!!
Magdalleno, odwagi !!!! I słońca ;-)
Magdallena- 10 pkt.

sobota, 15 stycznia 2011

tylko pierwsze danie...

Podobno mam coś o sobie napisać ?
Publicznie !!!!
W necie ;DDDD
I ktoś to będzie czytał...
No nie wiem :DDDD
Trochę się wstydzę, bo ja nieśmiałą jestem...
I żeby tak zaraz z grubej rury, całą prawdę...
Intymnie...
Boszeeee

Zabawne jakoś parę dni temu pisałam o sobie komuś...
Całą prawie prawdę, prawie bo coś muszę zostawić na drugie i deser, kolację i śniadanie do łóżka...
Więc właściwie  będzie to jakby zupa, taki mix , bo do zupy wrzuca się różne śmiecie i wtedy jest najsmaczniejsza...choć ja nie przepadam...
Proszę o to kilka śmieci na mój temat, trochę bez składu i ładu i nie w 10 punktach , wybaczcie.

Nigdy nie kłamię, przez to mam same kłopoty. Jestem obowiązkowa i punktualna, szczera czasem do bólu, to też jest przyczyną moich kłopotów, zawsze staram się dotrzymać danego słowa i to się dla mnie źle kończy.
Gotuję, sprzątam, piorę, jestem profesjonalna w pracy. Nie cierpię prasować, nie jestem głupio zazdrosna, krzykliwa, lubię się śmiać, potrafię milczeć i słuchać, dużo mówię i czytam. Potrafię uszyć koszulę i spodnie, sukienkę też. Narysować akt damski i męski, ulepić anioła z masy solnej.
Nie mówię po angielsku, jestem denna z matmy, nie mam ciała super modelki, nie prowadzę auta, bo się boję, choć mam prawo jazdy.
Nie mam cycków jak balony, mam dłonie o mega długich palcach jednak nie potrafię grać na kompletnie żadnym instrumencie, mam pełne, namiętne usta, uwielbiam dawać prezenty.
Kocham moje dziecko, teatr, lubię operę, balet i muzykę wogóle. Lubie rośliny i zwierzęta, kolor srebrny, czarny i biały. Ubieram się raczej klasycznie, lubię piękne zapachy.
Moim marzeniem jest mieszkać nad morzem, nie śpię w czasie pełni, miewam prorocze sny, tęsknię za pocałunkami, uwielbiam podróżować, jestem egocentryczna i neurortczna. Palę papierosy, nie piję alkoholu, jestem łatwowierna, lubię łososia, gorzką czekoladę mam jedną przyjaciółkę, czasem histeryzuje i ulegam emocją, których nie kontroluję. Jestem strasznie ciekawska i nie umiem podjąć ryzyka, jestem niecierpliwa. Umiem się posługiwać piłą tarczowa, chciałam być aktorką, chcę zobaczyć morze zimą i napisać książkę  itp itd

Co ja mam jeszcze dodać ??? A chyba teraz muszę wywołać kogoś do tablicy, bo na tym ponoć gra polega ;DDD, no dobra, strzelam i trafiam w :

La bruja loca
LOVE...
Kulawego Anioła
Ellemo
Słodko- winną
Yo
Bosego Antka

Miało być zdaje się siedem osób, ale ja kiepska z matmy jestem :DDDDDD
Troszkę to z przymrużeniem oka ;-)
Przepraszam też adresata listu, za to że pozwoliłam sobie wykorzystać niektóre fragmenty  :DDDD

czwartek, 13 stycznia 2011

wirtualne pocałunki...

Dziś dostałam małą książeczkę od obcej mi osoby w podzięce za rzecz,  którą zrobiłam bezinteresownie...
Książeczka zawiera zbiór myśli różnych mądrych ludzi...
Właściwie nie lubię takich książeczek ...
Jakoś zawsze je omijałam na półkach w księgarni, bojąc się może, że te wszystkie mądre słowa skumulowane na kilku stronicach zasieją w mojej głowie jakiś niepokój, panikę nawet. Kondensacja i destylat przemyśleń wielu, tak wielu znakomitych umysłów zebranych w jeden nabój na tak małej przestrzeni, trafi mnie prosto w serce i padnę na miękki dywan w jakimś empiku porażona ich mocą i tylko ochroniarze będą mieli ze mną kłopot...
Nie daj bóg będę nie umalowana, w fatalnych ciuchach z nieogolonymi nogami, ubrana w brzydką bieliznę i trafię do szpitala, gdzie przystojny pan doktor niechętnie będzie ratował moje marne życie zbrzydzony tanim zapachem mych perfum...fuj !!!!
To mój najgorszy z koszmarów...
Do szpitala trzeba trafić super zrobioną i przygotowaną z wypielęgnowanymi magiczną czerwienią paznokciami u stóp, wyczesanymi dizajnersko włosami, wydepilowaną cipką itp.
Więc skrupulatnie omijałam, tego typu pozycje, a dziś takową otrzymałam. Tu miłe zaskoczenie i w sumie rozczarowanie. Dostałam prezent, co mnie cieszy bo niezbyt często coś dostaję i niestety romantyczny zgon z powodu wagi pięknych słów nie jest mi pisany.
Chyba, że ktoś oświadczy mi poza moim dzieckiem, że mnie kocha...nooo to by mnie poraziło :DDDD, a gdyby jeszcze był to mężczyzna mądry i ciekawy, łoooo :DDDDD

Przeczytałam więc wszystko z uwagą, jak zwykle i o to co mi się spodobało najbardziej :

Nie wystarczy mieć dokąd wrócić,
trzeba mieć jeszcze kogoś,
kto będzie na ciebie czekał.
( nikt na mnie nie czeka, ani się nie zapowiada by było inaczej...ale ładnie ujęte )

Najpiękniejszy dar
to przebaczenie.
Tam, gdzie nie chcę się przebaczać,
od razu powstaje mur.
Od muru zaś
zaczyna się więzienie.
( wygląda na to,ze jestem wolna bo wszystko przebaczyłam)

Przyjaciel
- ktoś, przed kim można
głośno myśleć.
( tak to prawda, przed H mogę nawet krzyczeć...
myślałam przed kimś głośno kto wydawał się być moim przyjacielem, olał nawet mój szept, drażnił w zbyt zasłuchane w siebie myśli )

Czasami
trzeba usiąść obok
i czyjąś dłoń zamknąć w swojej dłoni,
wtedy nawet łzy będą smakować
jak szczęście.
( taak, tylko gdzie taką dłoń spotkać ? W supermarkecie, w pracy, w autobusie, w internecie ? To za trudne, jak kiepska jestem w szukaniu i zareklamować też się nie potrafię, odpowiednio. )

Nic o miłości bo to mnie już zabije a nie byłam u fryzjera już dwa tygodnie i na wybielaniu uzębienia już pół roku...
No trudno, postanowiłam jeszcze nie umierać...
Najpierw zrobię sobie cycki, lifting, liposukcje, lobotomie duszy, laparoskopie, kolonoskopie mózgu i wziernikowanie serca, żebym zdrowo i pięknie wyglądała w trumnie...sic !

PS. lajf, czasem kopie dotkliwie w same podeszwy stóp, żeby nie było nic widać...
sprytne...
ktoś dziś przesłał mi też wirtualne pocałunki...
bardzo, bardzo Ci dziękuje, choć są tylko wirtualne, bardzo dużo dla mnie znaczyły...wyjątkowo były potrzebne...dzisiaj...

A tak mi przyszło do głowy :DDDD, mały konkurs !!!!
Może ktoś odgadnie kto jest autorem choć jednej mądrej myśli, dostanie prezent od madmargot,
Jeśli będzie wiecej odgadnionych- oświeconych, wyłonimy zwycięzcę drogą losowania  :-).
Zapraszam do zabawy, nagrodą napewno nie będzie mądra książeczka : DDDDDD, ach i proszę się nie obawiać nie będzie to też wirtualny pocałunek  ;DDDDD. Te daje bez okazji i przyczyny.
Cmok !!!!!

niedziela, 9 stycznia 2011

muzyka...

ostrożnie z uczuciami, ostrożnie...
kołysz jak łódź w ramionach, otulaj...
pomalutku, delikatnie, popłynę na tej fali...

powtarzam to sobie a wciąż niecierpliwa...

rozwijaj się złotą niteczką, nie krępuj , prowadź...
jak zapach powoli rozgrzewaj się na mym ciele...
w zgięciach mych łokci, płaszczyźnie nadgarstków...

nutą serca dominuj wewnątrz...

wszystko potłuczesz, powtarzam sobie w myślach...
muzyka gra we mnie niskimi basami...
wysokie tony ranią, więc milczę tylko...

kocham muzykę, ale czy ona mnie polubi ?

ostrożnie, zagrajmy na cztery ręce...
nie bój się, to taka piękna melodia...
czasami rozwiązanie jest blisko ...

za następnymi drzwiami, z ciepłego drewna...

zimne oko judasza...
nie przestraszy mnie...
zapukam delikatnie, otwórz proszę to ja...

tylko ja...

urodzinowo...

środa, 5 stycznia 2011

rozkosz...

Cisza i spokój, nareszcie.
To dziwne uczucie, trochę mi w nim niewygodnie, jeszcze się nie przyzwyczaiłam.
Trochę to trwało zanim osiągnęłam to do czego uparcie dążyłam, na co czekałam. Myślałam przez wiele miesięcy, że nigdy nie nadejdzie, cisza w moim sercu...
Nie patrzę tempo w okno, obraz nie jest zamazany, z niewiarygodną ostrością, dostrzegam szczegóły,  ludzi, ptaki, drzewa, siebie w lustrze..Serce mi nie drży, dłonie spokojnie kroją chleb, ciało idzie we właściwym kierunku...Nie zbaczam z kursu, wiem którą drogę obrać, już się nie pomylę, nie szukam nerwowo kluczy i nie wpadam w panikę i wściekłość kiedy gubię rękawiczkę. Spokój, cisza, odzyskałam świadomość, kontrolę, jestem gotowa żyć...
Smaki smakują, zapachy pachną, jestem wolna...
To dziwne uczucia, jeszcze czuję lekki dyskomfort...
Nie mam żalu, niczego nie przeklinam, nikogo nie usiłuję z całych sił zapomnieć...
Jestem wolna...
Nie obojętna...
Wolna...

Uśmiecham się, moje oczy są zielone, serce bije równym rytmem, miarowo...
Zrealizuję moje marzenie, pojadę w moją podróż, tylko o tym teraz myślę i tylko do tego zaczynam tęsknić...
To takie przyjemne...
Lubię czuć przyjemność...
Rozkosz...

PS. Kupiłam sobie dwie sukienki, oczywiście małe czarne. Są piękne, prosta forma, bardzo w moim stylu. Jedną wieczorową, drugą codzienną, powiesiłam je obok sześciu pozostałych, małych czarnych lub szarych. Uwielbiam sukienki, kobiety powinny je nosić i perły, pomalowane na ciemno paznokcie, perfumy, piękną bieliznę itp. itd...Hmmm, zamyślam się, mam nadzieję, że je wykorzystam we właściwy sposób :-).

Rozkoszna wolność ...
Hmmm, bardzo mi smakuje : DDDDDD
Rozkosz...

sobota, 1 stycznia 2011

ból fizyczny nie chemiczny...

Ignorowałam go, od dawna, nie zwracałam uwagi na żadne jego chytre zaczepki, od dłuższego czasu, na słodkie słówka, którymi próbował mamić moje ciało. Odwracałam się gdy nachalnie wzywał mnie do siebie, kiedy krzyczał wściekły, że go olewam...
Odpychałam go od siebie ze wszystkich sił... Walczył zaciekle o swoją własność, miażdżył moje kości czule je krusząc, obejmował żelazną obręczą niemocy...Twierdził, że kocha mnie najbardziej na świecie, że nigdy mnie nie opuści, że zawsze będę jego. Niczym zazdrosny kochanek strzegł mnie przed wolnością, jak twierdził dla mnie zabójczą. Zamykał w złotej klatce otumanienia karmiąc słodkimi pastylkami, po których w nocy nie mogłam spać, opętana hipnotycznie jego silnymi ramionami. Poił moje żyły srebrną igiełką, kropla po kropli wtłaczając w nie nektar zapomnienia...o wszystkim co realne...
Krążyłam potem tygodniami po domu niczym narkomanka szukając w nim ukojenia, oddychałam nim, tęskniłam do niego, pragnęłam by był przy mnie zawsze...
Byliśmy nierozłączni...kochankowie, zawsze ramię w ramię ciało przy ciele...Lecz pewnwgo dnia, kedy to pobił mnie do nieprzytomności umysłu, kiedy nie mogłam już leżeć, stać, siedzieć, przytulić Lu, postanowiłam go zdradzić, stać się zimną obojętną suką...
Nie reagowałam na jego listy, nie odbierałam telefonów...Kiedy wysyłał do mnie sygnały, znienacka bijąc mnie z całą mocą po twarzy, znacząc gwałtownie moje ciało tatuażami siniaków, śmiałam się tylko szyderczo, sycząc mu prosto w oczy - nienawidzę cię, wynocha, mam już kogoś innego...
Spierd....
Odszedł, uwierzył, że go już nie potrzebuję, że potrafię bez niego żyć, oddychać, funkcjonować...
Myślałam, że wygrałam, zwiodłam go...
Tak wiem nie postąpiłam z nim elegancko, tak  znienacka zrywając, byłam podła, mógł czuć się urażony, opuszczony samotny...
tak wiem...
zimna suka ze mnie...
Długo się nie ujawniał, nie odzywał się...
Myślałam, miałam nadzieję, że o mnie zapomniał, cieszyłam się wolnością, mocą decydowania o sobie, o swoim ciele, oddychałam lekko i bez lęku , że mnie dopadnie...
jak ja się myliłam...
Dziś wrócił, zaatakował mnie, ze zdwojoną siłą, tylko się kurwa ukrywał, przegrupował siły...
Spryciaż jeden, skrytobójca...

wiem, czuje to, że mnie organicznie nienawidzi, że pragnie zemsty...
kiedy dziś leżałam i on kołysał mnie w swych twardych ramionach i sączył truciznę w moje żyły, też go znienawidziłam, zniekochałam go, znielubiłam do końca...

Boże nie modlę się do Ciebie bo w Ciebie nie wierzę, ale mam jedna prośbę zabierz go ode mnie, nie pozwól mu mną kierować, ochroń moje ciało bo duszę mam i tak straconą, ale przy najmniej ciało bym mogła iść bez niego, bez bólu, na sanki z dzieckiem, bym mogła wyprasować ubrania, bym mogła zrobić sobie herbatę kiedy poczuję pragnienie, bym mogła żyć, zakochać się, by ktoś mnie pokochał...

PS. za parę tygodni chciałam gdzieś jechać, pooddychać przestrzenią, podarować sobie trochę szczęścia, sobie i mojemu dziecku...to było i jest moje marzenie...
teraz nie wiem, boję się...trochę, podróży...

dlaczego tak się dzieję, że kiedy już kończymy bieg, wyczerpujący, morderczy, kiedy przebiegliśmy cały prawie dystans, widzimy bezpieczną przystań, czujemy zapach morza, wolność i przestrzeń...dopada nas, dopada mnie ten kurwa mać ból ????? Czy ja nigdy nie będę mogła...??? być wolna...

a z resztą zawalczę o to, o to marzenie...dam radę...co mi tam, choćby była to ostatnia rzecz, którą zrobię dla siebie, dla Lu, bo tak bardzo tego pragnę...pokonam go, pokonam mojego nieczułego kochanka, już mu się nigdy nie oddam, nie oddam mu mojego ciała...
zakocham się w kimś innym, tak jak postanowiłam...
i pojadę w moją podróż, pooddychać przestrzenią...
już lepiej, mniej boli, mogę pisać... : ))))))) jupi !!!!!

Pozdrawiam wszystkich w Nowym Roku, szczęścia i miłości ; DDDDDD, niech nic was nie boli !!!!!!
ach i to FIZIS cierpi nie psyche...
z moją psyche jest koncertowo super :-)