wtorek, 2 października 2012

chłód...

chłodno...
zrobiło się zimno, jesień,  resztkami sil próbuje ochronić resztki lata w sobie...
bez skutecznie, chłód wdziera się jak ostry kolec, jak ostrze noża w moje myśli...
plączę się w zeznaniach, nad swoim życiem, w cichej spowiedzi przed samą sobą...
groza tej sytuacji odbiera mi dech...

miałam milczeć, zasznurować usta, związać dłonie w ciasny supełek milczenia, ciszy...
tak mi tego brak...
nie umiem już pisać na małych karteczkach ...choć powinnam je puścić z dymem, wyzwolić smutek i zwątpienie...
puf...
niech lecą...

czytam, czytam różne niusy, cały świat miesci się w kilku słowach, rózne ich kombinacje zwiastują pokój lub wojnę...
a w moim świecie chłód...

nie jest mi smutno z tego powodu, wiesz...
już nie...

oglądam " Drzewo życia", podoba mi się...

piątek, 7 września 2012



napiszę cię
nie słowami, ciszą
napiszę cię
po wewnętrznej stronie uda
palcami, delikatnie
magiczne znaki zaklinam
napiszę cię
jak tatuaż, na zawsze
kocham i nienawidzę
językiem jak pieczęcią
zalakuje w mroku, wilgotnym
po wewnętrznej stronie uda
zbliżam się powoli
czujesz mój oddech
na skórze
kropelką potu słoną jak łza
spadnę w otchłań
wysiłkiem z rozkoszy
między palcami zaplatam
czas, cierpliwie
czujesz mój oddech
po wewnętrznej stronie uda
napiszę cię w ciszy, w mroku
dwa słowa, to wystarczy
cała moja przysięga
kocham i pragnę
nienawidzę czasem

przeczytaj...
mnie całą, kość po kości
litera po literze, mieszki włosowe
jak znaki zapytania
wykrzykniki paznokci
ostre i krzykliwe
rubinową czerwienią
skóra jak karteczki białe
gładkie, aksamitne
poraniłeś mi plecy
byłam tylko kalką
odbiłeś mi wewnątrz
do utraty siebie
zamknięte oczy
zatrzaśnięte usta
puste dłonie
bez pióra
wysączyłeś atrament mojej krwi
do dna zapomnienia
oddycham twoimi słowami
w ciszy
duszę się ich brakiem

napiszę cię
słowami nie ciszą
po tamtej stronie czasu
po wewnętrznej stronie uda
kocham i nienawidzę
pragnę czasem
w mroku
ciebie
nie ma
już

wtorek, 4 września 2012

wczoraj, dziś, jutro...



może nie czytasz moich listów, może nie masz czasu zaglądać do poczty, może...
lubię pisać, pisząc czuje się bezpieczna, chowam się za słowami...
choć teraz najbardziej na świecie wolałabym porozmawiać, z Tobą
chciałam Ci tyle powiedzieć, a słowa nie chcą się wypowiedzieć
denerwuję się trochę
pamiętasz jak się kochaliśmy ?
przynajmniej tak starałam się porozmawiać z Tobą, lepiej Cię poznać
intensywnie, choć nieporadnie bo to był dla mnie obcy język
więcej w tym było gestykulacji niż słów
tak jak gdy jedziesz do obcego kraju, nie znając języka, masz tylko ogólne informacje ale wszystko jest takie lekko zamazane, dalekie
choć ja od razu poczułam, że będę w tym języku potrafiła kupić chleb i mleko do porannej kawy, że nie zgubię się w stolicy tego kraju, że opowiem jak tam znowu wrócę o swoich uczuciach a to wyższy poziom konwersacji
mam chyba słabszy dzień, zaczęło się już jakiś czas temu
a dziś
szkoda gadać
czy też miewasz takie momenty ?
jak wszystko wybucha supernową, nic się nie chce równo sklejać, czas rozłazi się w szwach, pęka, jakbyś gotował jajko w skorupce za pomocą mikroweli, myśli zapętlają się w miliony gałganków
nie miewam stanów depresyjnych ale czasem ogarnia mnie taki smutek
i tylko patrzę przez okno na płatki śniegu w świetle latarni
oczy bez cienia zachwytu, puste sinym blaskiem
może to choroba, jej przedsmak ?
może po prostu jakaś tęsknota ?
za rozmową, wymianą myśli
za ciepłem ramion w nocy
za wiosną
ech...
nie spałam dzisiaj w nocy...
pełnia...
1, 2, 3, 4...
chodziłam boso po domu...
patrzyłam na zatokę, oddalone światła...
w końcu zrobiłam sobie kakao, zazwyczaj pomaga na bezsenność...
papieros...
5, 6 i sen...
łóżko jak okręt, samotny żagiel kołdry, nie złapał wiatru...
dwie szalupy ratunkowe poduszek, którą wybrać lewą czy prawą ?
totalna flauta...
dryfowanie to najgorszy stan, bez nadziei na bezpieczną przystań...
nagie ciało na pokładzie materaca...
sinym rankiem na horyzoncie nikłe światełko latarni...
kotwica dnia, bilet kolejowy w jedną stronę...
sprzątanie...

czy będzie jakieś jutro, kolejny piękny dzień za oknami...???
nie wiem...
może jutra nie ma...
może lepiej by go nie było...

Powiedz dlaczego zawsze musi nadejść jakiś poniedziałek i oblać nas kubłem zimnej wody ?
A ja w sumie zawsze nie lubiłam środy :-), bo jest jakaś pomiędzy, niezdecydowana, pół na pół.

poniedziałek, 3 września 2012

cała prawda o mnie...

gdy w związek, relację, wplątane są trzy osoby, ta trzecia zawsze stoi nad przepaścią, kiedy zaczyna sobie zdawać z tego sprawę jest już za późno i w nią wpada...nie ma odwrotu

jestem tą trzecią...
jestem tą trzecią ?
jestem tą trzecią !

jestem

sobota, 1 września 2012

fiszka nr. 6...to tylko miłość, nic osobistego...



Zastanawiam się czasami jak daleko można uciec? Jak dalece jest możliwym zamknąć się w sobie by poczuć się bezpiecznie a jednocześnie nie zatracić tego ziarna człowieczeństwa, które w nas tkwi głęboko, pod podszewką duszy. Drąży nas i czeka w tym przecież podatnym gruncie naszego ja, na deszczowe popołudnie kiedy wypuści z twardej skorupki zieloną niteczkę uczuć. Czeka na ten moment kiedy ktoś może ty, popatrzy na mnie ciepło i powie - chodź ze mną na spacer.
Ja zdziwiona z nutką nonszalancji w głosie powinnam powiedzieć- oszalałeś, pada.

Jak dalece można chcieć zniknąć by uniknąć braku tego pytania ?  By niczego nie oczekiwać ? By on, może ty, przyszedł kiedy nie będę na niego w ogóle czekać ? Zajęta bardzo ważnymi sprawami, spiesząca się do pracy, lub z maseczką na twarzy oglądająca durny serial w TV.
Jak to daleko, jest to bezpieczne miejsce oddalenia ? Bym mogła kiedy chcę, wrócić bez problemu, taka sama jak zwykle. Ciepła, serdeczna, troszkę nieśmiała, chcąca się uśmiechać i rozmawiać.
Bo istnieje takie niebezpieczeństwo, że kiedy odejdę, wyjadę, kupując na stacji kolejowej życia bilet w jedną stronę , bilet do nie powrotu  stamtąd, nie wrócę, lub wrócę inna.
Jaka ? Zimna, obojętna, siejąca gromy zgaszoną zielenią oczu i w burzowe noce, słoneczne poranki, deszczowe dni pełne brzemiennych w nie wypowiedziane słowa chmur powiem Ci - za późno.
Lub co grosza nie powiem nic. Ubrana w swoje milczenie jak w piękny płaszcz, który kupiłam sobie na spotkania z tobą ...
Proszę nie pozwól mi wyjechać, nie pozwól mi kupić biletu , nie dopuść nawet do tego by taka myśl zakiełkowała w mojej głowie. Jak twarde ziarno, które wyda tylko gorzkie owoce oddalenia.
Bo gdy wyciągnę z mojego męskiego portfela kartę kredytową moich uczuć do ciebie i dokonam nią zakupu w kasie pustego dworca to niczego już potem nie będzie. Może nie będzie...

Czasem zastanawiam się jak daleko można chcieć uciec, by potem chcieć móc wrócić?
Ile miejsc interesujących mogę odwiedzić by zaspakajając moją ciekawość tego oddalenia, chcieć wrócić tam gdzie  ty jesteś ?
By stanąć z Tobą w wielkim oknie i spokojnie patrzeć w przestrzeń.
Może te miejsca, ramiona innych kochanków zaciekawią mnie na tyle, że chęci tej nie poczuje, że ich pocałunki zatrą na mym ciele pieczęcie z twoich ust, tatuaże na ich nagich torsach wyretuszują do nagiej skóry nieśmiałe odbitki twoich linij papilarnych.
Nie chcę do nich jechać, nie jestem ich ciekawa, nie pragnę rozkoszy z ich powodu. Ale może nie być innego wyjścia awaryjnego dla mnie i moje zamknięte w twardej skorupce ziarenko uczuć do ciebie wyjałowieje z biegiem czasu, który płynie, płynie, płynie. A twoja obecność nie zasili go nawet kroplą wody.
Nie chcę uciekać, to droga na skróty...
Ale nie jestem już młoda, mój bagaż jest do połowy pełen, walizka robi się ciężka, kiedy ją trzymam w dłoniach.
Nie wiem jak długo to potrwa ?
Obce lądy wołają mnie co raz głośniej, zapachy kuszą egzotycznymi aromatami, podróże mam we krwi
Choć to w twoich ramionach chciałabym odszukać bezpieczną przystań, w twoich oczach chciałbym oglądać wschody i zachody słońca...
Jak daleko mogę odejść by móc wrócić ?
Nie wiem...

ps. Idę kochany mój, na zakupy. Moje dziecko, które jak wiesz mam z innym mężczyzną, potrzebuje butów.
Będę mijała po drodze dworzec. Ciekawe czy kupię bilet ? Gdybym mogła się na to zdobyć, kupiłabym bilet do ciebie...
Hmm, wiem, że to do ciebie, jest daleko...
Wiem, że się boisz, że moje buty w twoim korytarzu zastukają niecierpliwie, rysując podłogę z egzotycznego drewna, nadmiarem moich uczuć...
Wiem, że ...
Och spokojnie i tak nie mam pieniędzy, wydałam je na rachunki z samą sobą...
Bilans jest zerowy a nawet odrobinę na minusie.
Debet to całe moje życie, kochany...
Więc śpij spokojnie.
Dobranoc...



piątek, 31 sierpnia 2012

?

dlaczego jestem taka nieśmiała ?
i nie umiem mówić o uczuciach ?
otwarcie...
jak normalny człowiek...
nie umiem mądrze kochać...

czwartek, 30 sierpnia 2012

fiszka nr 5...tak wiem idzie jesień, co poradzić...



Nawet wiosna się wściekła i ma nas w dupie.
Zimno, moje granatowe szpilki stoją obrażone od nienoszenia, sukienki zwiesiły szwy na kwintę i puste brakiem mego ciała stroją miny w szafie. Fukają na wieszaki, które chudymi żałośnie ramionami próbują objąć je czule i na swój pokręcony sposób pocieszyć.
Prawie słyszę te złośliwe szepty pod moim adresem - kupiła nas, a teraz nie nosi, nigdzie nie wychodzi, z nikim się nie spotyka...a my pragniemy się pokazać światu, chcemy poczuć zapach jej perfum, kurwa, niech pobrudzi nas pudrem, nawet nie musi przepraszać, tęsknimy za światłami wieczornych ulic, żeby ona w końcu posadziła swój tyłek w nas ubrany, na jakieś skórzanej kanapie drogiego auta jak zwykła to robić kiedyś i zawiozła nas w jakieś ciekawe miejsce, dusimy się w tej szafie, umieramy, ratunku...tęsknimy za smakiem wina i zapachem mentolowych fajek, okruszkami ciastek, nawet plama z sałatki z wędzonego łososia byłaby pożądana w tej tragicznej sytuacji...bla, bla, bla...
Drwią ze mnie bezlitośnie, pieprzone małpy...
Chichoczą ironicznie...
Syczę do nich przez zaciśnięte zęby - cicho podłe zołzy, wredne suki, cicho, spać, bo was wywalę na śmietnik i po krzyku, na diabła mi jesteście, małe czarne, małe szare, granatowe...na diabła, nie lubię was...
nie ma tych dłoni co by was ze mnie niecierpliwie zdarły, więc jesteście bez użyteczne, równie dobrze mogłabym mieć w szafie worki na śmieci, precz !!!
Wciskam ze złością głowę pod poduszkę, okrywam się kołdrą bo kurewsko mi zimno.

Nawet nie chce mi się płakać, bo to takie banalne i trąci złym smakiem. Wolę się pozłościć, to bardziej konstruktywne w moim przypadku !!!!
Wrrrrr
 !!!!!

Tak wiosna się wściekła, ja nie mogę pisać...



Nawet wiosna się wściekła i ma nas w dupie.
Tego lata...


  ps. wpis na dziś- abra cadabra...
dzisiaj usłyszałam od takiego jednego faceta, że jestem piękna i niezwykła...nuda, wyświechtany tekst, ciekawe na czym tak naprawdę ta moja niezwykłość polega ? ja to wiem, ale czy oni to wiedzą ? i jeszcze od kogoś innego, między wierszami, że jestem wredną suką...takie sprzeczne komunikaty, o jej ! 
jestem smutna...
wracam do pracy do klasztoru, to mnie dołuje, ale tylko na miesiąc, całe szczęście...lubię czarny kolor ale tylko na sobie i bez przesady, niestety to powrót do punktu wyjścia...kurwa mać, czy w moim życiu nie ma kroku do przodu !!!!
jestem wściekła...
zemdlałam dziś, spektakularnie i tragicznie, na ulicy...
jestem...a nie wiem...kim ja jestem ?
sobą jestem...
niezwykle piękną wredną istotą, ha, ha , ha...

ślepa furia, bezrozumna...
w tej furii Cię kocham i ch...z tym !!!!!