poniedziałek, 8 listopada 2010

sztuka życia...

Byłam wczoraj w teatrze, Zmierzch bogów, spektakl oparty na filmie Luchino Viscontiego z 1969 roku. Jestem wstrząśnięta, zauroczona, zniesmaczona, zaczarowana, przerażona...
Tyle emocji, tak różnych, że trudno to opisać. Spektakl opowiada historię upadku rodziny von Essenbecków, nie tak jak w filmie, akcja dzieje się współcześnie. Namiętności, zgnilizna i fanatyzm, walka o władzę i zniewolenie jednostek dążących opętańczo do destrukcji i zgłady innych jednostek tak namacalna, że aż bolesna.

Spektakl był kontrowersyjny, wyrazisty, szokujący, epatował okrucieństwem, zezwierzęceniem, nichilzmem. Nagość, sugestywne sceny gwałtu (zwłaszcza ta butelką,), aktów seksualnych, kontrastowały z niewinnością biegających po scenie dzieci, ich czystością co jeszcze potęgowało efekt grozy. Nadzy aktorzy uprawiający sex i dziewczynki całe w bieli bawiące się balonami gigantycznych rozmiarów niczym bańki tlenu, smoła i powietrze, zestawione razem budziły mój zachwyt i niepokój. Siedziałam jak zaczarowana, spektakl był tak doskonały plastycznie, pełen obrazów, smaków i zapachów, że aż czuło się w powietrzu zapach krwi i spermy, przemieszany z wonią perfum postaci kobiecych, pachniało też strachem, przerażeniem prawie i nieskazitelną aurą dziecięcego świata zbrukanego przez rzeczywistość, dewiacje, rozpacz.

Ja siedziałam ale wielu wyszło, ludzie opuszczali widownię , pospiesznie uciekając do swojego bezpiecznego świata seriali telewizyjnych, moje miasto nie udźwignęło tego spektaklu, tego całego namacalnego gówna wylewającego się ze sceny. To było piękne i przerażające jednocześnie, raziły jednak momenty dłużyzn w monologach i zbytnie dopowiedzenie pewnych kwestii. Za mało dla mojej wyobraźni, wszystko mi podano jak na tacy, niestety. Tego było faktycznie za dużo, sztuka była tak ciężka, że po trzy godzinnym siedzeniu i chłonięciu jej wszystkimi moimi nerwami, miałam je poranione, wybebeszone na zewnątrz i czułam się zgwałcona, zbrukana tym co zobaczyłam.

 Mam mieszane uczucia, nie wiem czy więcej we mnie zachwytu nad przepiękną plastycznością niektórych scen, przejmująca muzyką i prawdziwością niektórych wypowiedzianych, prawie wyrzyganych na mnie słów, czy więcej przygnębienia i strachu przed tym światem, który tak naprawdę dzieję się tuż obok nas, w każdej chwili, za ścianą, w ciemnym zaułku i rzęsiście oświetlonym pasażu handlowym. Bród i smród życia wypowiedziany do bólu prawdy o nim...
Czy polecam , pewnie, że polecam to nie zapomniane przeżycie ale tylko dla widzów o mocnym kręgosłupie i trochę choć oczytanych czy wyoglądaych, bo wiele tam było cytatów i odnośników. Moje miasto nie udźwignie tej wersji wydarzeń, miasto w którym dzieci zapytane o galerie, które znają odpowiedziały bez mrugnięcia okiem -Karolinka, Solaris, Piastowska. O biedny piastowski grodzie, o biedni ludzie...

 A może właśnie szczęśliwi, mam mieszane uczucia, ale zapraszam do mojego miasta, zobaczcie ten spektakl życia chociażby po to by wiedzieć jak nie należy żyć, jak nie można żyć, jak ludzie mogą być twórczy w swoim czynieniu zła...zapraszam za jedyne 35 zeta od łebka, zobaczycie to co dzieje się za waszymi bezpiecznymi szybami teraz, w tej chwili, zobaczycie to czego boicie się dostrzec...
 straszne, być może, ale to prawda, straszna prawda...

PS. Kocham teatr, to było swojego czasu moje życie, alternatywie...
Czy wystawiłam sztuce laurkę, no nie wiem, teatr w moim mieście zasłynął raz, jedyny, sztuką pt. Matka Joanna od aniołów, tak to był majstersztyk. Zespół jest średni choć trafiają się perełki takie jak odtwórca głównej roli męskiej w Zmierzchu bogów, Martin był wygrany tak, że w życiu nie chciałabym go spotkać w realu, matko boska ten aktor nie gra on jest Martinem, łoł !!!!
 No i nie lubię łopatologii, wolę sama pomyśleć. Ale i tak było fajnie, kontakt ze sztuką jest porównywalny w mojej skali przyjemności z orgazmem
Pozdr. orgastyczne ;-)

Brak komentarzy: