wtorek, 2 listopada 2010

kocham się we mgle...

Dobrej nocy...
Za moimi oknami mgła ściele się łagodnie, kłania się mlecznym woalem drzewom w ogrodzie po wschodniej stronie domu, po zachodniej łapczywie całuje ulice. Wysysa zachłannie sine światło latarni w czeluść swojego niebytu, mgła...
Chyba lubię jej delikatną naturę, tak wiem, bywa złowieszcza, groźna i niebezpiecznie oddana ciemnej stronie światła. Jej lepka materia, czasem chłodna jak Twoje oczy, patrzy na mnie z pogardą i mocą, dotyka mnie nachalnie, zlepia moje myśli w bezkształtną masę...a jednocześnie kocham się w niej jak szalona, kocham się w jej ciszy, w jej ulotności. Jej delikatne palce rozpuszczają magicznie mój niepokój, usypiają go, kołyszą moje lęki do snu.
Odchodzę w nią teraz niespokojnie strosząc skrzydła mojej młodej wolności, mojej nowej samotności, jest mi teraz buforem bezpieczeństwa, cierpliwym przyjacielem, akceptuje mnie, nie ocenia, bierze mnie w swoje ramiona taką jaka jestem i nie żąda wyjaśnień i zbędnych słów.
Będę w niej tej nocy spała, będę w niej, tej nocy a ona , wiem, będzie we mnie.
Mgła, za moimi zachodnimi oknami, mgła w mojej pomarańczowej sypialni...gość.
Jedyny mój kochanek, tej nocy...
Położyłam pióra po sobie, położyłam moje ciało, śpię...
Dobrej nocy...pokorna ale nigdy nie na kolanach.
śpię...

Brak komentarzy: