środa, 13 października 2010

Jesień...

Dobry wieczór.
Właściwie to nie chciało mi się dzisiaj pisać, ale ...Impulsem było to co dzieje się za moimi i jak mniemam Twoimi oknami. Piękno, które pyszni się zuchwale, rozbuchana kolorami jesień, na którą tak czekałam. Spacery wśród liści i powietrza pachnącego kurzem. Usłyszałam kiedyś od kogoś, że jesień pachnie najpiękniej, wytrawną suchością liści i traw i umierającym słońcem...
Tak to prawda, On miał rację, niestety ja jej nie czuję i nie mogę jej nawet dotknąć teraz, leżę w łóżku chora, chora tym wszystkim co mnie otacza, mój organizm się w końcu poddał. Pościel pachnie lekami, potem i chorobą . Nie słońcem...
Pewnie jak wstanę to ten magiczny moment przeminie i będzie mnie rano witał tylko deszcz i przejmujący chłód. Sine poranki i ciężkie burzowe chmury przetaczające swe brzemienne od ulewy brzuchy nad moją głową. Mgła, która oblepi swoją  nachalną gęstością szczelnie me ciało. I nie będzie to ochronny kokon szczęścia tylko smutek rezygnacji i przedsionek zimy. Jesień to przedpokój zimy, jakie to ładne...
Miałam nie pisać, jestem chora, ale do Ciebie mi się pisze najchętniej, naj łagodniej, słowa uwalniają się z mojej głowy jak szalone, kiedy piszę do ciebie. Wirują niczym dumna kurzawa, niosąca w swym otumanieniu resztki lata spalone słońcem. Wspomnienia, ciepła Twoich dalekich dłoni, prześwietlone zdjęcia z negatywów naszej przeszłości.
Spacery, lubię spacerować, poszłabym teraz na spacer, może trochę niechętnie jakby z ociąganiem, nieśmiało ale też z lubością, rozkosznie zanurzyłabym się w tej namiętności, jesiennej ciszy. Przeczytałam ostatnio,że kiedy nadchodzi jesień, ludzie chętniej umierają a ci co zostają modlą się tylko do okruchów granitu...Ja nie chciałabym umierać jesienią ,bo to najpiękniejsza pora na życie.
Przytrafiło mi się ostatnio coś co zaskoczyło mnie samą, a wiesz jak mnie trudno zaskoczyć, lżej oddycham, oczy mi błyszcza nie od łez, myśli mam pełne jesieni i jak kasztany o idealnym kształcie gałek ocznych ubranych w dojżałą zieleń turlają się prostymi alejkami . Jestem spokojna a nawet boże wybacz staram się być szczęśliwa, trochę, codziennym szczęściem prasowania koszul o wytartych kołnierzykach, mycia naczyń w letniej wodzie, dusznego gotowania ziemniaków, których obydwoje nie lubimy w kuchni pomalowanej farbą o kolorze dzikiego miodu. Ach te nowomodne nazwy z supermarketu dla współczesnych gospodyń domowych opętanych mnogością kabelków nowomodnych urządzeń elektronicznych tajemniczo mrugających do nich światełkami diod i mnożącymi się swoją wielokrotnością wprost proporcjonalną do zer na kontach ich mężów. Oplatają  ich idealne ciała niczym dłonie kochanków spragnionych skradzionej miłości w hotelowych pokojach, ich puste od znudzenia oczy odbijają kolory ścian splamionych barwami jesieni kiedy w spazmatycznym odruchu rozkoszy otwierają je szeroko myśląc o kolejnym zakupie...
Spacery, jesień tego roku jest nie moja, nie należy do mnie, to nie mój sezon. Jest, ale ukryta za grubą szybą nie moich decyzji.
Szkoda bo rozmowa wśród tak pięknych zapachów byłaby lekka niczym opadające liście i przesycona ich barwami. Słowa krwawiły by nam usta do bólu wymówieniem całego milczenia, które jest w tej przestrzeni między nami...
Dobranoc Miły , może jednak pójdziemy na spacer,może jednak ? Chcesz ?
Nieee...

Brak komentarzy: