środa, 27 października 2010

...

Tyle piękna wokół mnie...Tyle kolorów, zapachów, ukochana jesień.
A ja wciąż nie byłam na moim wymarzonym spacerze, wciąż i już chyba nie pójdę, nie tej jesieni. Jakoś nie mogę się zmusić, jestem jakaś potrzaskana, rozbita i nie mogę tego skleić, narazie. Wiem, rozsądek podpowiada, że to minie, przyjdzie zima i zmrozi mnie w lodowym uścisku...Nawet słowa mi się nie zaplatają ostatnio, gorzka jestem bardzo, słodycz topię w czerwonym wytrawnym winie...
Wiem, rozsądek podpowiada, krzyczy do mnie, ale serce szepcze, zdrajca, podjudzacz, że to nie mój sezon, że wszystko stracone, że zmarnowałam to, straciłam bezpowrotnie coś na czym mi zależało najbardziej na świecie, że to moja wina...
 Jakoś nie mogę się odwrócić, przenicować na słoneczną stronę, nie mogę się odwrócić...
Powinnam pójść za radą, którą tyle razy słyszałam i powiedzieć sobie, pier.... to, ale to też mi jakoś nie wychodzi...Trudno, poczekam na zimę i wszystko zostawię w jej dłoniach.
PS. Jutro będzie lepiej, napewno...jak zwykle optymistka ze skłonnością do neurozy, oj tam...;-)

Brak komentarzy: