wtorek, 4 września 2012

wczoraj, dziś, jutro...



może nie czytasz moich listów, może nie masz czasu zaglądać do poczty, może...
lubię pisać, pisząc czuje się bezpieczna, chowam się za słowami...
choć teraz najbardziej na świecie wolałabym porozmawiać, z Tobą
chciałam Ci tyle powiedzieć, a słowa nie chcą się wypowiedzieć
denerwuję się trochę
pamiętasz jak się kochaliśmy ?
przynajmniej tak starałam się porozmawiać z Tobą, lepiej Cię poznać
intensywnie, choć nieporadnie bo to był dla mnie obcy język
więcej w tym było gestykulacji niż słów
tak jak gdy jedziesz do obcego kraju, nie znając języka, masz tylko ogólne informacje ale wszystko jest takie lekko zamazane, dalekie
choć ja od razu poczułam, że będę w tym języku potrafiła kupić chleb i mleko do porannej kawy, że nie zgubię się w stolicy tego kraju, że opowiem jak tam znowu wrócę o swoich uczuciach a to wyższy poziom konwersacji
mam chyba słabszy dzień, zaczęło się już jakiś czas temu
a dziś
szkoda gadać
czy też miewasz takie momenty ?
jak wszystko wybucha supernową, nic się nie chce równo sklejać, czas rozłazi się w szwach, pęka, jakbyś gotował jajko w skorupce za pomocą mikroweli, myśli zapętlają się w miliony gałganków
nie miewam stanów depresyjnych ale czasem ogarnia mnie taki smutek
i tylko patrzę przez okno na płatki śniegu w świetle latarni
oczy bez cienia zachwytu, puste sinym blaskiem
może to choroba, jej przedsmak ?
może po prostu jakaś tęsknota ?
za rozmową, wymianą myśli
za ciepłem ramion w nocy
za wiosną
ech...
nie spałam dzisiaj w nocy...
pełnia...
1, 2, 3, 4...
chodziłam boso po domu...
patrzyłam na zatokę, oddalone światła...
w końcu zrobiłam sobie kakao, zazwyczaj pomaga na bezsenność...
papieros...
5, 6 i sen...
łóżko jak okręt, samotny żagiel kołdry, nie złapał wiatru...
dwie szalupy ratunkowe poduszek, którą wybrać lewą czy prawą ?
totalna flauta...
dryfowanie to najgorszy stan, bez nadziei na bezpieczną przystań...
nagie ciało na pokładzie materaca...
sinym rankiem na horyzoncie nikłe światełko latarni...
kotwica dnia, bilet kolejowy w jedną stronę...
sprzątanie...

czy będzie jakieś jutro, kolejny piękny dzień za oknami...???
nie wiem...
może jutra nie ma...
może lepiej by go nie było...

Powiedz dlaczego zawsze musi nadejść jakiś poniedziałek i oblać nas kubłem zimnej wody ?
A ja w sumie zawsze nie lubiłam środy :-), bo jest jakaś pomiędzy, niezdecydowana, pół na pół.

Brak komentarzy: